Porównano mnie do kamienia, leżącego na drodze - można robić ze mną co się ze chce, można mnie zdeptać, zmieszać z błotem, rzucić gdzie się chcę, a ja spełnię każdą zachciankę. To boli, nawet w kilku procentach nie może dać mi szczęścia.
Moje życie to znów ruiny, nie ma tak za grosz radości. Przekopuję gołymi rękami ruiny, kaleczę się o ostre kawałki szkła, szukając panicznie czegoś, czego nie znajdę. W końcu opadam z sił i całe ciało jest w delikatnych ranach, a gdzie nie gdzie odłamki szkła wbijały się w skórę. To wszystko jest tak poukładane, a zarazem chaotyczne. Ten cały "poukładany chaos". Nie wiem jak go określić, jakich kolorów użyć, kiedy będę chciała go narysować lub jakich słów użyć, gdy będę usiłowała go opisać, nie ma nic co by to mogło opisać. Wszystko stało się niestabilne, moje nogi chwieją się, niepewnie stawiam kolejne kroki. Czuje się jak taki niemowlak, stawiający swoje pierwsze kroki. Tępo patrzę po ludziach bijących mi brawo, przyglądających mi się z radością, a inni chcą mnie dobić wzrokiem, wtedy właśnie upadam i zaczynam panicznie płakać, boję się stawiać nowych kroków, boję się iść na przód, brnąć w to całe "życie". Znów dziecko zaprogramowane podług ludzi, śnie jak oni chcą, myślę, zachowuję się jak oni sobie zażyczyli, bo boję się, że znów mnie odrzucą i pójdę w kąt jak zepsuta zabawka.
Wszystko mnie boli. Nie mam siły wstać z łóżka, a najchętniej spałabym całymi dniami, tak aby nikt mnie nie widział. Schować się w swojej kryjówce i nie patrzeć na światło dzienne, a w nocy ukazywać się ciemnym ulicą, zapchlonego miasta. I tak bezsensownie chodzę po tych ciemnych uliczkach. Nie widzę sensu w tym wszystkim. Znów wszystko stało się tak szare i nudne.
Moja historia przeglądarki na laptopie to same samobójcze filmiki. Nie wiem czy to normalny stan, ale już tak dużo osób mi powtarza, że powinnam się wziąć za siebie. "Dziewczyno, musisz się w końcu ogarnąć". Te słowa dziwnie mnie bolą, jakby miały sens tylko i wyłącznie ranienia mnie. Ogarnij się dziewczyno. To można tak różnie odbierać w ten negatywny sposób i ten mobilizujący. Dla mnie wszystkie słowa ludzi są negatywne. Podobno ludzie są samotni jak gwiazdy... Dalej rozmyślam czemu jak gwiazdy. To jest tak dziwne, nieobliczalne, nie do opisania. W mojej głowie tylko pustka i bijące się myśli. "Pustka", tak dobrze znane mi słowo. Znam je na pamięć, nie jest trudne do zapamiętania, ale trudne do ogólnego zrozumienia. Dla mnie pustka to coś w rodzaju ekstazy. Nie umiem tego ująć w jakiekolwiek dłuższe słowa, to za dużo jak dla mnie. Za dużo jak na jedną osobę, która jest nikim w społeczeństwie, jestem osobą, która usiłowała kiedyś zawojować światem, a świat zawojował nią, doprowadzając do brania silnych psychotropów, lekomania... Tak mało osób wie co to jest ból, gdy wchodzisz do apteki a recepcjonistka z miejsca każe ci wyjść, szukasz takiej apteki gdzie w końcu przyjmą fałszywą receptę od lekarza. Jednak to nie trwa długo gdy nagle słyszysz telefon do rodziców, że dziecko podrabia recepty, w szkole wygląda jak naćpane. Kolejna domowa wojna, kolejne trzaskanie drzwiami i potrzaskane lustra, a o które rzucam rzeczami z mojego pobliża, także kolejne dni milczenia, nie odzywania się w domu. Po burzy powinno wyjść słońce. Jednak w moim przypadku po burzy jest wichura, tornado, tsunami, a na końcu? A na samym końcu jest armagedon. Nie jestem w stanie już się bronić przed tym całym życiem. Ja z każdym dniem jestem coraz słabsza. Nie mam sił by wstać o własnych nogach i biec przez życie jakby nigdy nic.
Co chwilę się potykam... o kłody, które ktoś mi podłożył. A gdybym biegła komuś ratować życie i nagle przewróciła się na takiej kłodzie? To niewyobrażalne, moje myślenie nie jest w stanie dokładnie opisać mojego obecnego stanu. Chodzenie po pokoju, zrzucanie książek, które przed chwilą poukładałam alfabetycznie.
Widziałam dzisiaj w szkole, jak i słyszałam, jak mój wychowawca rozmawiał z moją klasą na mój temat. Drążyli go bardzo długo za pewne z myślą, że ja nic nie usłyszę. Dawno nie poczułam się tam skrzywdzona przez ludzi, którzy odrzucali mnie z grona. Dlatego tak nienawidzę ludzi. Dlatego wszyscy ludzie dla mnie to samice psa. Długo siedziałam w szkolnej łazience płacząc. Każdy kto chciał do niej wejść zaraz wyszedł. To wszystko to jedno, wielkie społeczne gówno. Każdy na każdego... Mam dość ludzi, kłamliwych osób, wycierających mną podłogi...
Tak naprawdę to ja chyba sama sobie nie chcę pomóc, dlatego stale wracam do żyletek, temperówek. Nigdy jednak nie będę wstanie podnieść się bez wsparcia drugiej osoby. Może tak właściwie czas "ogarnąć się"? Nie... Nie jestem piękna, mądra i nie noszę na sobie nie wiadomo jak drogich rzeczy materialnych, ale jedyne co w sobie mi się podoba to to, że jestem prawdziwa w tym zakłamanym świecie.
Bo to boli, gdy kiedyś bliska ci osoba nagle jest daleka. Przechodzi obojętnie obok ciebie, nie bacząc na twoje uczucia. A emocjonalnie zużyły się już baterie, a najgorsze jest to, że żadne inne baterie już nie pasują.
Te łzy co spływają mi po policzku, widzisz? Tak, ty. Widzisz je? Jeśli widzisz to musisz wiedzieć, że to nienawiść do ludzi, emocji i wszystkiego co ziemskie.
Moja historia przeglądarki na laptopie to same samobójcze filmiki. Nie wiem czy to normalny stan, ale już tak dużo osób mi powtarza, że powinnam się wziąć za siebie. "Dziewczyno, musisz się w końcu ogarnąć". Te słowa dziwnie mnie bolą, jakby miały sens tylko i wyłącznie ranienia mnie. Ogarnij się dziewczyno. To można tak różnie odbierać w ten negatywny sposób i ten mobilizujący. Dla mnie wszystkie słowa ludzi są negatywne. Podobno ludzie są samotni jak gwiazdy... Dalej rozmyślam czemu jak gwiazdy. To jest tak dziwne, nieobliczalne, nie do opisania. W mojej głowie tylko pustka i bijące się myśli. "Pustka", tak dobrze znane mi słowo. Znam je na pamięć, nie jest trudne do zapamiętania, ale trudne do ogólnego zrozumienia. Dla mnie pustka to coś w rodzaju ekstazy. Nie umiem tego ująć w jakiekolwiek dłuższe słowa, to za dużo jak dla mnie. Za dużo jak na jedną osobę, która jest nikim w społeczeństwie, jestem osobą, która usiłowała kiedyś zawojować światem, a świat zawojował nią, doprowadzając do brania silnych psychotropów, lekomania... Tak mało osób wie co to jest ból, gdy wchodzisz do apteki a recepcjonistka z miejsca każe ci wyjść, szukasz takiej apteki gdzie w końcu przyjmą fałszywą receptę od lekarza. Jednak to nie trwa długo gdy nagle słyszysz telefon do rodziców, że dziecko podrabia recepty, w szkole wygląda jak naćpane. Kolejna domowa wojna, kolejne trzaskanie drzwiami i potrzaskane lustra, a o które rzucam rzeczami z mojego pobliża, także kolejne dni milczenia, nie odzywania się w domu. Po burzy powinno wyjść słońce. Jednak w moim przypadku po burzy jest wichura, tornado, tsunami, a na końcu? A na samym końcu jest armagedon. Nie jestem w stanie już się bronić przed tym całym życiem. Ja z każdym dniem jestem coraz słabsza. Nie mam sił by wstać o własnych nogach i biec przez życie jakby nigdy nic.
Co chwilę się potykam... o kłody, które ktoś mi podłożył. A gdybym biegła komuś ratować życie i nagle przewróciła się na takiej kłodzie? To niewyobrażalne, moje myślenie nie jest w stanie dokładnie opisać mojego obecnego stanu. Chodzenie po pokoju, zrzucanie książek, które przed chwilą poukładałam alfabetycznie.
Widziałam dzisiaj w szkole, jak i słyszałam, jak mój wychowawca rozmawiał z moją klasą na mój temat. Drążyli go bardzo długo za pewne z myślą, że ja nic nie usłyszę. Dawno nie poczułam się tam skrzywdzona przez ludzi, którzy odrzucali mnie z grona. Dlatego tak nienawidzę ludzi. Dlatego wszyscy ludzie dla mnie to samice psa. Długo siedziałam w szkolnej łazience płacząc. Każdy kto chciał do niej wejść zaraz wyszedł. To wszystko to jedno, wielkie społeczne gówno. Każdy na każdego... Mam dość ludzi, kłamliwych osób, wycierających mną podłogi...
Tak naprawdę to ja chyba sama sobie nie chcę pomóc, dlatego stale wracam do żyletek, temperówek. Nigdy jednak nie będę wstanie podnieść się bez wsparcia drugiej osoby. Może tak właściwie czas "ogarnąć się"? Nie... Nie jestem piękna, mądra i nie noszę na sobie nie wiadomo jak drogich rzeczy materialnych, ale jedyne co w sobie mi się podoba to to, że jestem prawdziwa w tym zakłamanym świecie.
Bo to boli, gdy kiedyś bliska ci osoba nagle jest daleka. Przechodzi obojętnie obok ciebie, nie bacząc na twoje uczucia. A emocjonalnie zużyły się już baterie, a najgorsze jest to, że żadne inne baterie już nie pasują.
Te łzy co spływają mi po policzku, widzisz? Tak, ty. Widzisz je? Jeśli widzisz to musisz wiedzieć, że to nienawiść do ludzi, emocji i wszystkiego co ziemskie.
Czytam to i nie mogę ci pomóc. Z każdym twoim postem bardziej chcę cię poznać...
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz napisz do mnie na mój ask:
Usuńask.fm/sooldiers
,,Porównano mnie do kamienia, leżącego na drodze - można robić ze mną co się ze chce, można mnie zdeptać, zmieszać z błotem, rzucić gdzie się chcę, a ja spełnię każdą zachciankę.''-to jest tak cholernie prawdziwe. : c Nie daję rady :c
OdpowiedzUsuń